Moje DOŚWIADCZENIA reinkarnacyjne
Wierzę w reinkarnację, ponieważ doświadczyłam cofnięcia do poprzednich swoich wcieleń. Chociaż dotyczą bardzo odległej przeszłości, rezonują w obecnym wcieleniu. Dowiedziałam się, że najczęściej byłam mężczyzną i wtedy zwykle robiłam sobie złą karmę. Kiedy byłam kobietą, przeważnie byłam ofiarą. Nigdy wcześniej w tym życiu nie przypuszczałam, że mogłam mieć kiedyś jakikolwiek udział w najstraszniejszych wydarzeniach. Identyfikacja podczas sesji była dość oczywista w odczuciach, aby uwierzyć w wewnętrzne wizje. Oglądałam siebie ze zdziwieniem w różnych wcieleniach:
- Wojownik grecki p.n.e.;
- Rycerz w średniowiecznej Francji;
- Handlarz ryb w Indiach;
- Żeglarz na morzu Śródziemnym;
- Turecki właściciel dużego gospodarstwa;
- Dziewczyna na wydaniu w Rosji;
- Ubogi drwal w Rosji;
- Cygan w Europie środkowej;
- Córka włoskich osiedleńców w Ameryce;
- Zakonnica w Austrii;
- Jedyna córka włoskiego arystokraty;
- Rudy Anglik, urzędnik miejski;
- Chłopiec, sierota w Skandynawii;
- Pracownik tartaku w Ameryce;
- Hodowca koni we Włoszech;
- Szwajcarski biznesmen w Ameryce;
Oczywiście nie są to moje wszystkie wcielenia. Przedstawiam je w skrócie. Zasygnalizowane tutaj każde wcielenie przerabiałam zwykle w kilkugodzinnej sesji. Moje doświadczenia różnych wcieleń są fragmentarycznym przykładem tego, co przeżywała ludzkość w swojej historii.
Zrozumiałam swoją karmę, skąd wzięło się tak dużo nieufności, lęku, smutku i zwątpienia w tym wcieleniu, w którym właściwie nie ma adekwatnych powodów. Jestem zbudowana ze swoich reinkarnacji, jak każdy. Dużo się nauczyłam przez doświadczenia różnych wcieleń. W regresji mogłam zobaczyć, jak tworzyłam przyczyny i ponosiłam skutki w kolejnych wcieleniach. Teraz, kiedy współczuję wszystkim swoim ofiarom – uzdrawia się moje serce. Kiedy wybaczam swoim wszystkim krzywdzicielom – porzucam rolę ofiary. Kiedy wszystkim i sobie mogę ofiarować empatię – oczyszczam przeszłość. Mogę też wyciągnąć wnioski, aby nie popełniać podobnych błędów.
Mam swój udział, jak każdy w historii tego świata, który nie bardzo mi się podoba. Mogę teraz wybrać, jaki udział chciałabym mieć i świadomie realizować to. Jestem w stanie docenić swój proces ewolucyjny, jaki się już dokonał. Teraz mogę świadomie ewoluować w wybranym kierunku.
Zadałam sobie pytania: Kim ja właściwie jestem? Kto jest tym wędrowcem reinkarnującym? Jakie jest moje prawdziwe „ja”? Czy jestem tylko „boskim narzędziem” na drodze wielkiej ewolucji? Skąd wzięłam się na Ziemi? Jakie jest moje źródło i dokąd zmierzam? Każdy sam dla siebie musi znaleźć odpowiedź, prędzej czy później.
Zajęłam się regresowaniem ludzi do ich poprzednich wcieleń, aby pomóc im zrozumieć, skąd przyszli i jaką drogą podążają. Świadomość jest bardzo ważna na tej drodze, aby przestać błądzić w ciemnościach nieświadomości i wybrać właściwy kierunek.
Uważam, że dla każdego najciekawsza jest i powinna być jego własna historia. Przedstawiam tu fragmenty niektórych regresji, które mogą poszerzyć świadomość wielu ludziom, ponieważ wiedza wynikająca z każdej regresji dotyczy bytu w ogóle, a więc nas wszystkich. Wybrałam tylko kilka przykładów poprzednich wcieleń z różnych sesji.
Wulkaniczna wyspa. Widzę unoszący się dym nad wierzchołkiem. Zwierzęta uciekają. Ja nie uciekam, jestem z tym pogodzony. Sztorm, skały, rozbity statek. Samotność. Kogoś pochowałem na plaży z załogi. To był przyjaciel. Jakaś skrzynia się plącze. Wiem, że coś w niej jest wartościowego. Jakiś skarb, ale „ocieka krwią”, bo został zdobyty nieuczciwie. To jest moja kara, że zostałem sam na tej wyspie. Smutne to, co zrobiłem. Przeze mnie zginęli niewinni ludzie, tam były kobiety i dzieci. Mam poczucie winy. Byłem kapitanem. Statek był mój, ale też nieuczciwie zdobyty. Zbuntowałem załogę. Kapitan był złym człowiekiem, zajęły się nim rekiny. I ja zostałem kapitanem. Ten statek stał się piracki. Najbardziej mi żal kobiet i dzieci. To się wymknęło spod kontroli. Dla mnie najważniejszy był ładunek – złoto. Źle podjęta decyzja i nieświadome uczynienie zła. Tamtego kapitana nikt nie żałował, bo był okrutny. A ja przez to, co zrobiłem, stałem się taki sam, jak on. Lepiej, że tak się skończyło, jak się skończyło. Byłem tam na wyspie już długo, może 10 miesięcy. Zrobiło się szaro. Czekam na ten koniec. Mam spokojną twarz. Umarłem, zanim wszystko przykryła lawa. Po prostu stanęło serce – zawał. Wygląda, jakbym zasnął. Dusza widzi ciało z góry. Odczuwa szczęście, że rozstała się z tym wcieleniem. Zobaczyła gwiazdy…
Na zewnątrz słońce, jest upał. Nie widać nikogo, jakby pustynia skalista. Kobieta, skóra raczej ciemna, chyba czarna. Ubranie to skóra zwierzęca, bez butów. Idzie. Jakaś woda jest w oddali. Idzie w stronę rzeki i niesie coś przypominającego garniec, ale dziwny taki (jeszcze takiego nie widziałem). Chyba idzie po wodę. Czerpie wodę, przemywa nogi. Kładzie garniec i siada na kamieniu. Obserwuje jakiegoś ptaka w górze. Zbliża się ten ptak, a ona przegania go. Ten ptak jest jakiś natarczywy. Drugi raz go przegania. Poleciał. Ona jest zadowolona, czuje się dobrze. Raczej nie widać, żeby miała jakieś problemy. Ma ok. 35 lat, jest matką. Widzę teraz inne miejsce. Jakieś szałasy, dziwne, zbudowane z drewna, ale nisko przy ziemi. Coś z kamieni u dołu, a te dachy prawie do samej ziemi. Suchy klimat. Jest mąż, wojownik, ma wymalowane coś na twarzy i kolczyk ma w nosie. Dzieci, dwie dziewczynki. Wioska, skupisko ludzi, ale nie widać roślinności. Ciekawe, czym się żywią. Polowanie. Idą wojownicy, niosą zwierzęta. Jeden wojownik niesie sam duże zwierzę, wygląda nawet większe od niego (trudno mi określić, jakie to zwierzę). Mąż go przywitał, zrobił jakiś gest wojownika – podniósł dwoma rękami taki kij z ostrzem w geście triumfu. Nie był na polowaniu, może dlatego, że nie ma syna (ale tą żonę kocha). On też chodzi na polowania, ale z inną grupą. Spokojny rytm życia, beztrosko… Coś widzę dalej w czasie. Kłótnia jakaś między tymi wojownikami. Może chodzi o żywność. Mąż kłóci się, szamotanina. Ktoś ugodził go. Kilku ludzi zaczęło się bić. Żona podchodzi do niego (obserwuję to z dystansu). Ktoś z tyłu ją zaatakował. Zginęła. Dusza z boku widzi, co się dzieje. Jej mąż jeszcze żyje, jeszcze próbuje wstać. Widzi, że żonę zabili. Jeszcze wstaje i próbuje walczyć, ugodził kogoś. Dusza kobiety tylko obserwuje tą walkę. Tak jakby jej to już było obojętne. Jakby oddalała się od tego miejsca. Obraz się zaciera…
Ogród. Widzę jakiegoś mnicha, gdzieś sobie idzie. I jest młodszy mnich – uczeń. Moja uwaga podąża w stronę męskiej natury. Czuję, że mam więcej siły. Czuję się starszym mnichem, mądrym dość, ale zgorzkniałym. Czuję twarde ciało. Jakby szukał prawdy, ale nie był na nią otwarty. Ma mało miłości, ale jest dużo wywyższania się, jakieś odcięcie się od świata. To człowiek, który ma poczucie, że dużo przeżył. Wie swoje, uważa się za najmądrzejszego, ale wszystko wyczytał, nie dał sobie szansy to sprawdzić, nie żył wśród ludzi. Widzę go samego, ma brązowy kaptur. On sobie idzie i jest odcięty myślami. Myśli, że wszystko wie i kontroluje. Jego życie pokazuje mi, że trzeba czuć, kochać, praktykować, smucić się, płakać, przeżywać radość – do tego nie są potrzebne książki. Trzeba żyć w świecie emocji, uczuć, w świecie, w którym najważniejsze są uczucia. Jego życie było pomyłką. Życia nie znajdzie się w żadnej książce, nawet w biblii. Życie to otwarta sprawa. Trzeba żyć w świecie tu i teraz. (Spaliłabym te wszystkie jego książki. Tak to czuję.) Ważne było dla niego zrozumieć sprawę – ważniejsza była dla niego wiedza o ludziach, niż sami ludzie. Dużo zrozumiał, a mało przeżył. Do Boga podchodził tak, żeby jak najwięcej o tym wiedzieć, a nie w sensie energii, uczucia. On będąc osobą duchowną w istocie oddzielał się od Boga, gromadził tylko informacje, wiedzę. Gdy umiera, jest stary, ale nie tak bardzo stary. Umiera z samotności, z własnego wyboru. Chce umrzeć, uważa, że przeżył to, co miał przeżyć, zrozumiał to, co miał zrozumieć. Zrozumiał na koniec, że nie udało mu się zbliżyć do Boga, zrozumieć Boga, prawdę życia, osiągnąć świętość. Ma wrażenie, że śmierć oddali od niego te powłoki niepotrzebne – że jego umysł jest w Bogu. Umiera w łóżku. Jest jakaś gospodyni gdzieś, ale właściwie jest sam. Dusza wychodzi z ciała w spokoju. Czekał na śmierć. Dusza widzi ciało z sufitu, szare, twarde, widać mądrość, chociaż wyszło z niego to, co najlepsze, zostało w ciele to, co negatywne. Dusza czuje spokój, ulgę, że będzie pracować nad sobą duchowo. Dusza czuje się oczyszczona, ale też niedoskonała. W tym, co jest w niej niedoskonałego, musi pocierpieć, to będzie ta praca, że szybko się oczyści. Chodzi jej o czystość, szlachetność, uczucia, przebaczenie, anielskość, boskość – już widzi drogę, wie, że dotrze. Dusza idzie przez lasy, łąki. Unosi się, szybko pędzi. Wpada w wodę, zanurza się w niej i wiruje coraz głębiej, pędzi jak szalona do głębi. Teraz widzę ciemność…
SPOTKANIA z Pomocnikami Duchowymi
Pomocnik Duchowy może przedstawiać się na różne sposoby. Może być widoczny, albo niewidoczny, ale odczuwalny energetycznie. Niektóre osoby nie mogą skontaktować się z Pomocnikiem Duchowym, a inni mają ich wielu. Postać Pomocnika może objawiać się w różnym wieku (młoda albo stara) i mieć różną płeć, a także nie mieć konkretnej płci.
Chiński duchowy mistrz Li Hongzhi tak przedstawił tą kwestię w swojej książce „Dzuan Falun”:
Poza duchem głównym (świadomością główną), człowiek posiada jeszcze ducha pomocniczego (świadomość pomocniczą). Niektórzy posiadają jednego, lub dwa, trzy, cztery, a nawet pięć duchów pomocniczych. Płeć ducha pomocniczego niekoniecznie jest taka sama jak danej osoby. Niektóre są męskie, a niektóre żeńskie. Mogą być różne. W rzeczywistości również duch główny niekoniecznie jest tej samej płci, co ludzkie ciało, gdyż odkryliśmy, że obecnie jest wyjątkowo dużo mężczyzn z żeńskim duchem pierwotnym i wyjątkowo dużo kobiet z męskim duchem pierwotnym. Zgadza się to dokładnie z przedstawianym obecnie w szkole tao zjawiskiem niebiańskim odwrócenia yin i yang, gdzie yin dominuje, a yang chyli się ku schyłkowi.
Zazwyczaj duch pomocniczy osoby pochodzi z wyższych poziomów niż jej duch główny. W szczególności duchy pomocnicze niektórych ludzi pochodzą z wyjątkowo wysokich poziomów. Duch pomocniczy nie jest jednak duchem owładającym. On i ty jednocześnie narodziliście się z łona matki, macie takie samo imię i stanowi on część twojego ciała. Zazwyczaj, gdy ludzie myślą o czymś lub coś robią, to decyduje o tym duch główny. Duch pomocniczy, tak jak tylko potrafi, próbuje powstrzymać ducha głównego przed popełnieniem czegoś złego. Jednak, gdy duch główny jest bardzo uparty, to duch pomocniczy jest wtedy bezsilny. Duch pomocniczy nie daje się zwieść złudzeniom zwykłego ludzkiego świata, natomiast duch główny tym złudzeniom łatwo się poddaje.
W moim doświadczeniu regresyjnym zdarza się czasem, że Pomocnik ma jakąś formę ze światła, nie podobną do ludzkiej postaci. Pewne aspekty spotkań z Pomocnikami powtarzają się u różnych osób, co jest bardzo interesującym zjawiskiem, gdyż osoby te zwykle są zaskoczone tym, co widzą i słyszą. Przedstawiam tu kilka takich spotkań (nie moje własne).
Jest mój Anioł Opiekuńczy. Jasna przestrzeń, łąka jak z obrazka, ma takie malutkie kwiatki. Ta łąka mnie odurza. Anioł mnie przeprowadza przez tą łąkę. Teraz pływamy w przestrzeni mlecznej. Anioł trzyma mnie za rękę i mówi, żebym się nie bała, że nie puści mojej ręki. Pojawia się dywan prostokątny, jasno-czerwony, ładny. Anioł mówi, żebym uklękła na tym dywanie i mam przeprosić wszystkie istoty, które zamordowałam w poprzednich wcieleniach. Przepraszam wszystkie istoty, które zabiłam i już więcej nie chcę tego robić. To było okropne. Powinnam się modlić co najmniej raz dziennie. Jeszcze inne rzeczy powinnam robić, aby zadośćuczynić, ale przyjdzie na to czas. W sposób ewolucyjny to wszystko odpadnie, żebym nie chciała na siłę odpokutowywać. Najważniejsze, abym się sama pozbyła poczucia winy, że tak było. Czuję rękę Anioła na swoim brzuchu, który mnie uspokaja i mówi, żebym przestała się tak zadręczać. Z każdym oddechem zaczynam czuć się lżej. Proszę Anioła, żeby mnie nie opuszczał i aby nie pozwolił robić mi źle, tylko to, co właściwe. Najważniejsze jest odpuścić sobie poczucie winy, to pomoże w kontaktach z ludźmi. Moje zadanie życiowe – oczyścić się maksymalnie, jak to możliwe, ale nie na siłę, trochę sobie odpuścić i też innym, wtedy samo się oczyści. Trochę zbyt kurczowo trzymam różne rzeczy. Wskazówka – poczuć luz i opiekę duchową. Anioł mnie zapewnia, że mam tą opiekę. Im bardziej sobie odpuszczę, tym bardziej dopuszczę głos Anioła, czy innej wyższej istoty, która mnie poprowadzi. Mam poddać się sile wyższej. Dać sobie chwilę oddechu, zatrzymać się, nie drążyć na siłę jednej ścieżki, czy jakiegoś zamysłu obranego. Oprócz Anioła jeszcze coś jest wokół i powyżej – to jest jakby latający dywan. Jest biała mgła, a my poruszamy się, ale nie przeraża mnie ta mgła. Mgła jest zbudowana z moich myśli i wyobrażeń. Jeśli je odpuszczę, to wszystko się przetrze i będzie tylko doskonała energia wokół. To jest moja mgła – moja nieświadoma działalność ją produkuje. Boję się zajrzeć poza tą mgłę, chociaż korci mnie, co jest na zewnątrz. Anioł mi pokazuje, że ta mgła mnie paraliżuje, zacieśnia mnie, utrudnia oddychanie i działanie. Anioł mówi, że decyzja należy do mnie, niczym nie ryzykuję. On mówi, że sama się ograniczam. Mgła się sama rozpuści, gdy tylko oczy będą miały pełno energii z serca. Światło płynie i powoli odpuszczam sobie to, że kiedyś w poprzednim wcieleniu wykoliłam komuś oko i musiałam to odcierpieć w tym życiu (dlatego mam problem z oczami). Anioł mówi, że nie wszystko naraz. Proces się uruchomił, to nie może być natychmiastowe. Tak samo z rozpuszczaniem mgły – żebym nie była niecierpliwa, żebym tylko brała energię do serca, a z serca do oczu. Reszta już sama nastąpi. Mam sobie odpuszczać, skończyć z winą. Anioł jest dość zadowolony, ja też. Anioł mówi, że i tak cały czas jest ze mną, więc nie muszę się z nim żegnać.
Jadę na czarnym koniu, jak gdyby po szczytach gór, teraz w przestrzeni, lecimy po niebie. Już stoimy na piasku, ja i koń. Czekamy. Jest piasek, las i skały. Z daleka widać wodę, są jeziora, rzeka. Z drugiej strony morze. Wszystko jest. Przyszła Kobieta, tęga, starsza – jest moim Pomocnikiem Duchowym. Ma białą szatę, jak sari. Jest dla mnie bardzo dobra. Ma siwe włosy i śmieje się ze mnie, ale jest bardzo dobra. Tuli mnie do siebie. Czuję się dobrze, lekko. Ona tak jakby mi udzielała swojej siły. Akceptuje mnie w pełni. Ona wszystko wie o mnie. Zaczynamy świecić razem. Ona trzyma mnie za głowę – już rozumiem, skąd się wszystko bierze – z nas! My ludzie zapominamy, kim jesteśmy, że jesteśmy dobrzy. Mamy żyć z ludźmi, wśród ludzi. Ona tak do mnie mówi: „Nie oddzielaj się! Nie oddzielaj się od swojego syna!” Pytam o moje problemy materialne – mam się nie bać. Ona mi przypomina to życie, kiedy wszyscy umarli i się spalili – ich dusze nie cierpią, ich to nie obchodzi. Ona się znowu ze mnie śmieje. Pytam, czy mam się zajmować ezoteryką. Pokazała mi twarz tego człowieka, którego spotkam w przyszłości. Mówi, że mam być cierpliwa, konsekwentna, robić to, co robię tylko bardziej regularnie – wtedy on wcześniej przyjdzie. Pytam o moje zadanie życiowe. Powiedziała, żebym jej ufała, wtedy wszystko będzie dobrze. Mogę do niej zawsze przyjść, wystarczy, że tylko zechcę. Ona oczyszcza mnie z poczucia winy. Głaszcze mnie po głowie, po plecach, całuje w czoło. Nie ma duszy, która by miała do mnie żal – to mój własny żal tak mi ciążył. Pomocnik łączy mnie ze źródłem światła – mogę się łączyć ze światłem zawsze, muszę tylko naprawdę tego chcieć.
Jakiś magnez ciągnie mnie gdzieś. Widzę postać – Mędrzec w białych szatach, siwy. To mój Pomocnik Duchowy. Dobrze się czuję z nim. Ma serdeczne spojrzenie. To jakiś przywódca duchowy. Gdy patrzę na niego, czuję się lekko, swobodnie. Proszę go o oczyszczenie. Pomocnik podnosi rękę tak, jakby robił błogosławieństwo. Mam odczucie, że też mam podnieść rękę. Podaję mu lewą rękę. Jakaś moc spływa na mnie. Czuję, że się oczyszczam. On cały czas trzyma mnie za rękę. Czuję jakieś światło, dobrze się z nim czuję. To światło jest we mnie i wokół mnie. Jestem przepełniony tym światłem. Już opuściłem rękę. Pomocnik patrzy na mnie i uśmiecha się. Powiedział, że z tą dziewczyną już mam rozwiązane problemy. Teraz spotkanie z duszą syna z poprzedniego wcielenia, który zginął z mojej ręki. Widzę, że jest smutny. Wyjaśniam mu, że nie chciałem tej tragedii, a on słucha. Już chyba jest trochę weselszy. Przytulam go – wybaczył mi. Czuję poczucie winy do pozostałych dzieci, które umarły z głodu. Przepraszam je. One nie czują urazy. Przytulam je wszystkie. One to przyjmują, garną się. Odchodzą w świetle. Czuję się teraz dobrze, lżej. Pytam Pomocnika, dlaczego wciąż spotykam się z agresją mężczyzn. On mówi, że nie powinienem tam chodzić, gdzie są tamci ludzie. Znajdę dobre środowisko, gdy sobie na to pozwolę. Pytam o moje problemy zdrowotne. Same się rozwiążą, gdy będę miał odpowiednie otoczenie. To jest bardziej duchowy problem. Pytam o problem z pracą, z byciem bezrobotnym… Potrzebowałem ochrony – to czas bez pracy, ale znajdę dobrą pracę. To, co ostatnio wykonywałem – stolarstwo, to jest dla mnie najlepsze w tym momencie. Mam się tego zawodu dokładnie nauczyć, żeby mieć potem więcej czasu na inne zajęcia. Chodzi o formy duchowe, żeby nie zapomnieć o rozwoju duchowym. Moje zadanie życiowe – czerpać radość z życia. To wszystko. Pytam o kontakt ze światłem. On mówi, że już odbieram to światło bez problemu.